poniedziałek, 19 maja 2014

Horse and Headless Horseman...

Tale of Headless Horseman, can be read straight and plain, but not only...

...

On Sunny Saturday afternoon I went to try a little Horsesish.

It was just something I must do especially after receiving a photo of a ROSE in boots, which I was sure were Riding Shoes. I was proven wrong, but before that I did it.

I was ridding a horse, and I do not care that only on a leash. It was something special, and I think that my ancestors which must have been ridding horses on battlefields such as Poitiers, Hastings, Azzincourt, Grunwald, Tachovo, Kłuszyn, Chocim etc were at last running again in my vains.

I am not really sure if I will really be loving it but I need to try once again, and again and again... Till I will realize that I do not like it at all ;-).

But back to My Rose in Boots - it sounds like Puss'n'Boots... but really it is not so. It is not easy to say but I realize that Rose is someone to die for... but saddly Dying for someone is easier than leaving with.

piątek, 16 maja 2014

Regrets...

... No Remorse, No regrets...

As was in a Metallica song, but is it possible.

Maybe - not for me. Right now I am just inside such a Regret-Bubble... Wishing that I was able to do something.

I once heard from someone (doesn't matter from whom): "It is better to do something and then regret that it was done, then to do nothing and regret not having done it"

But what about the cost? What about balance?

As far as it concerns only us it is simple, but if it concerns others... it is really simple also. Simple math, do the counting yourself, you will know.

środa, 7 maja 2014

Lie to me...

... it is always much simpler.

Just tell me a sweet little lie. Why show anyone that you are vulnarable.

You can pretend that it is not so. You can also pretend no to be where you were seen, or pretend that it is not your arm when caught steeling candies...

I don't care it is just you.... yourself and nothing else matters.

Ławeczka - Another Short Polish Story


Warszawa, 01.01.2014

Pies żwawo przeskakiwał pomiędzy dziewiczymi zaspami śniegowymi powstałym zaledwie w jeden dzień, a właściwie pół nocy – przecież wczoraj było go jeszcze niewiele, a w sylwestra było tu mnóstwo ludzi, których buty i buciki przewalały śnieg spadający śnieg to w jedną to drugą stronę, nie dając białem puchowi uformować coś bardziej ambitnego niż 2 cm bruzda. Bardziej zdecydowanie sypnęło po północy, gdy rozbawiona gawiedź ruszyła kontynuować zabawę na prywatkach, salach balowych lub po prostu uznali że nowy rok został przywitany i należy zakończyć zabawę. Lucjusz miał ciężki ubaw raz pojawiając się nad śniegiem tylko po to, aby sekundę później zanurkować po szarobiały ogon w śniegu i znowu wynurzyć się po drugiej stronie, lub rzucić się na grzbiet i wytarzać w przyjemniej pachnącym śniegu.

         Pan Tomasz już dawno porzucił nadzieję, że uda mu się Lucjusza kiedykolwiek wprowadzić w karby jakiejkolwiek dyscypliny, a więc dał sobie spokój ze szkoleniami i próbą ułożenia psa. Inna sprawa, że jak stwierdził z psem jest jak z dzieckiem - szczęśliwe dziecko to brudne dziecko. Czemu więc pies miałby być czystym szczęśliwcem? Od tego czasu pies był najszczęśliwszym psem na świecie i co z tego, że nie najczyściejszym. Tomasz już dawno nie miał życia prywatnego. Dzieci nie miał, żona umarła trzy lata temu, a od tego czasu porzucił zabawy i rozrywki typowe dla świata. Całym jego światem był ten „niewielkich rozmiarów pies”, czyli szczęście Lucjusza było szczęściem Pana Tomasza, w skład działań na rzecz szczęścia były częste i długie spacery, a pierwszy z nich odbywał się o 6 rano i był, jak wszystkie pozostałe rutyną, której pies i jego sługa przestrzegali bardziej niż prawa stanowionego.

         W ramach rutynowych obchodów pies patrolował ulicę również w nowy rok od 6 rano czuwał na posterunku, sprawdzając czy wszystko w jego starannie oznaczonym rewirze w porządku. Gdy już miał wrócić i zameldować o „porządku Panującym w Warszawie” jego czuły węch wychwyciły nuty kompletnie nie pasujące do standardowego zestawu, zapach moczu, odór alkoholu, spalin, oraz ewentualnego zapachu nasienia, w końcu park był częstym świadkiem radosnej konsumpcji trunków, papierosów i znajomości. Ten zapach był jednak inny. Pies nie był pewien o co chodzi. Podbiegł do zasypanej ławki i wtedy do uszu Pana Tomasza dobiegł skowyt jego pupila.

         Mężczyzna rzucił się w stronę z której dochodziło wycie, przerażony okropnym rozdzierającym dźwiękiem, który wydawał spokojny zazwyczaj czworonóg. Już  w biegu gdy zobaczył scenkę zwolnił, grzebiąc ręką w kieszeni płaszcza próbując zlokalizować komórkę.

 Sierżant Majkowski zmęczony maxymalnie po nocnych interwencjach, w których po raz kolejny kompletny brak przydatności zaprezentowała powołana za ciężkie pieniądze Straż Miejska, a którą we wszystkich czynnościach musiała w ostateczności wyręczać policja, nie czuł nic tylko rezygnację. Na posterunek dostarczył standardowo pewną ilość pokiereszowanych uczestników balang sylwestrowych, dwóch mężczyzn którzy nie wiedzieć czemu chcieli się przekonać która część ciała jest najbardziej wrażliwa na pchnięcie nożem, teraz trzeźwieli w areszcie ponieważ miejskie izby wytrzeźwień były przepełnione, a nieszczęśnicy mieli jeszcze odpowiedzieć za napaść z niebezpiecznym narzędziem. Majkowski nie wiedział jednak do końca kto kogo napadł i kto w ostateczności stanie przed sądem. Wątpił de facto czy ktokolwiek, co tylko utwierdzało go w przekonaniu, że praca w miejskiej policji nie była czymś o czym mógł marzyć, a przynajmniej nie na tym stanowisku. Gorzej, że jakoś nigdy nie był brany pod uwagę w innych przydziałach. To dodatkowo pogłębiało jego frustrację, przychodziły młode wilki i po kilku miesiącach trafiały na lepsze przydziały, a on od 8 lat pracował jako „Stójkowy”, lub cieć osiedlowy, jak lubił określać swoje stanowisko w chwili frustracji.

Przez cały wieczór i noc sylwestrową nie przeżył niczego co by go zaskoczyło i sądził, że podobnie zakończy się jego dyżur, w końcu zostało mu niewiele więcej niż godzina i byłoby po sprawie. Nic bardziej mylnego.

 O 6:25 odebrał telefon z centralki. Telefonistka poinformował go, że w Parku Bródnowskim na ławce siedzi zamarznięty człowiek. Pytanie czy zamarznięty to jeszcze siedzi, czy … no właśnie co zamarznięty robi na ławce. Własny cynizm już nawet nie dziwił. Służba zmienia.

Wsiadł do służbowego pojazdu i mimo nie dużej odległości ruszył nim  w stronę „obiektu”, zanim dotarł na miejscu zdążyli pojawić się już pierwsi ciekawscy, standard.

No właśnie nie do końca. Majkowski jeszcze zanim wysiadł z samochodu wiedział, że nie ma do czynienia ze standardem. Ludzie krzyczeli i gestykulowali, gdy zauważyli samochód policyjny ruszyli w jego stronę. Sierżant wysiadł i ruszył w ich stronę. Wyraźnie widział obiekt na ławce i ludzi którzy przyglądali się obiektowi. Od razu zauważył, że obiekty był jeden – na pierwszy rzut oka mężczyzna w dziwnej pozie jakby obejmujący coś lub kogoś obok, ale kogo? I Czemu znajduje się w tak dziwnym ułożeniu? Majkowski z zasady był podejrzliwy, a lata pracy w zawodzie tylko pogorszyły paranoję. Ostrożnie podszedł do figury i przyjrzał się.

W bryle lodu zatopiona była postać mężczyzny. Pierwsze co rzucało się w oczy to fakt iż facet miał na sobie garnitur. Tylko garnitur. W taką zimę wyjść na dwór w garniturze to trzeba mieć naprawdę nie równo pod sufitem, a wyjść tylko w garniturze w taką zimę nocą to już nawet nie masochizm to samobójstwo i chyba właśnie tak należałoby to zgłosić. Ewentualnie nieszczęśliwe zdarzenie. Wyjątkowo nieszczęśliwe dla tego kogoś. Twarz jednak była uśmiechnięta wręcz promieniowała szczęściem.

Rzeczą dziwną o ile sama sytuacja nie była dziwna to fakt iż w powietrzu unosił się przyjemny zapach kwiatów. Majkowski nie mógł stwierdzić jakich, ale woń była momentami bardzo intensywna i działała uspokajająco. Na ławce obok i dookoła spostrzegł dziesiątki jeśli nie setki kwiatów wszystkie nieruchomych pomimo wiejącego wiatru, jakby kompletnie nie podatnych na porywiste podmuchy. Zapach rozsiewany przez nie w magiczny sposób przynosił ukojenie i dodawał sił, tak jakby kwiaty te rozsypane były w najcichszej i najmniejszej sypialni, gdzie dodawały romantyzmu miłosnej scenerii, nie zaś na miejscu tragedii.

- Sierżancie. Sierżancie… - szturchnięcie wyrwało Majkowskiego z zamyślenia.

- Czego Kwiatkowski.

- Co z tym robimy?

- Otwieramy park rzeźb lodowych kurwa! Nic obfotografujcie i czekamy na ścierwowóz. Niech zabierają nasze gogusia. Nie nasz cyrk nie nasze małpy.

Majkowski skierował się do samochodu. Wsiadł i oparł czoło na kierownicy. Nic tylko się kurwa pociąć. Jakby ten pieprzony rok przynajmniej nie mógł się spokojnie zacząć. Spokój choć chwilowy nie musiał by trwać długo, ale choćby kilka dni! Ale nie kurwa tu się tak nie da! Trzeba było spierdalać na jakieś zadupie! Jakaś wieś… nie musi być koniec świata wystarczy podkarpacie! A nie tu kurwa niby wielkie miasto to i wielkie problemy, a swoją drogą czy facet nie mógł się powiesić? Najlepiej poza jego rejonem! A nie kutas pierdolony przyszedł i sobie zamarzł, a teraz on będzie miał problem, że nie zgarnęli wszystkich pijaczków, że niby teren nie sprawdzony! Chuj kurwa wie, kiedy ciul tu przylazł. Sobie imprezkę zrobił dupek… niech go …

- SIERŻANCIE!!!!!! – ryk Kwiatkowskiego wyrwał go po raz kolejny z zadumy

- Czego drzecie ryj Posterunkowy! W końcu kurwa miejsce tragedii trochę kurwa szacunku! – Majkowskiemu nie chciało się wyłazić z wozu, nie będzie taszczył dupy skoro to on jest sierżantem, niech młodzi zapierdalają.

- Właśnie Sierżancie, że nie jestem już pewien czy miejsce tragedii… - posterunkowy zdawał się lekko zakłopotany.

Szum i poruszenie wśród ludzi dookoła miejsca „tragedii” wyrwał Majkowskiego z marazmu. Ki chuj? Podszedł rozsunął ludzi i zamarł…

Zamarznięty goguś zdawał się topnieć!

- Co jest Posterunkowy?

- Nie wiem szefie topnieje gość!

- Widzę kurwa tylko jak skoro jest minus 10! Lód nie topnieje przy -10!!! To jest pierdolona fizyka! Na poziomie podstawówki tyle was chyba kurwa nauczyli!

- Szefie ja to wiem… - Kwiatkowski rozłożył ręce bezradnie…   

Z tłumu dobiegały tylko natarczywe klikanie aparatów zarówno tych normalnych jak i tych zaszytych w komórkach, ktoś kręcił film. Za chwilę całą Polskę i pewnie świat obiegnie ta głupota. Majkowski już widział te nagłówki. Zamarznięty mężczyzna odmarza w ujemnej temperaturze. Jeszcze kurwa brakowało tu jakiejś panienki, która by pocałowała żabę, tfu bryłę śniegu i przywróciła go do życia. Wydawało mu się że bierze udział w jakiejś farsie, ale póki co postanowił obserwować co i jak.

Rzeźba topniała w oczach, tak jakby ktoś ją postawił pod wielką lampą solarną, lub co najmniej na wywietrzniku z klimatyzatora. Widoczny ubytek bryły lodowej nie był zastępowany, jakby to było logiczne przez wodę lub lód dookoła, wyglądało to tak jakby po prostu lód znikał. Warstwa wierzchnia lodu dotarła do mężczyzny.

- O KURWA!!!!

Przez tłum przebiegł szmer… mężczyzna zaczął topić się tak samo szybko i bez śladu jak wcześniej warstwa lodu, tak jakby to nie był zamarznięty człowiek tylko kolorowa rzeźba lodowa, ale nawet jeśli to przecież do cholery dookoła powinno być pełno wody, lub lodu. Przecież cholera nie mogła wyparować… Majkowski słyszał coś o sublimacjach i resublimacjach, w końcu policjant miał wykształcenie, ale bez przesady…

Usłyszał warkot silnika, do miejsca wydarzenia podjechał ścierowowóz, i dwóch ścierwników wyszło, żeby zabrać denata… Zamarli widząc co się dzieje. Zaczęli się nerwowo rozglądać, spostrzegli posterunkowego, trudno było nie spostrzec prawie dwumetrową tyczkę!

- Kwiatek co to kurwa jest! Wzywaliście nas do zmarźlaka, a nie na szopkę noworoczną! Jaja sobie baranie robicie!

- A co ja Ci mogę poradzić, znaleźli  zamarzniętego faceta to zadzwonili po nas my po was, a ten kurwa zamiast siedzieć i śmierdzieć to się rozpływa… Nie wkurwiaj mnie Pawełek, bo to już koniec mojej zmiany i chcę iść do domu, tylko się zastanawiam czy teraz zasnę.

Pawełek z kolegą podeszli do bryły. Pawełek złapał rzeźbę tam gdzie topiła się właśnie głowa „faceta”, ale nie poczuł nic innego tylko płaską i jednostajną powierzchnię lodu, a chwilę później rzeźba pękła na kawałeczki, a płatki kwiatów poderwane nagłym uderzeniem wiatru wzbiły się w powietrze, zawirowały i rozleciały się na wszystkie strony.

 Warszawa Posterunek przy Chodeckiej
 01.01.2014 8:35
 
Podinspektor Krakowski wcale nie miał ochoty zabierać się do tej sprawy. Posterunkowy Kwiatkowski streścił przebieg wydarzenia, a Krakowski miał ochotę na dwie rzeczy: wysłać Posterunkowego na badanie psychiatryczne, albo kazać mu dmuchnąć w balonik, druga to jak najszybciej wrzucić tą sprawę do archiwum. Najlepiej archiwum X.

Badania psychiatryczne odpadały, tak samo jak balonik wersję Posterunkowego potwierdził zarówno Sierżant jak i ścierwojady. Kwiatkowski zresztą sam razem z Majkowskim dmuchnęli w balonik. Nic. Nawet śladu po jabłkach nie było.

Krakowski wyciągnął zdjęcie twarzy „mężczyzny”, przyczepił w gabinecie, a teczkę wrzucił do archiwum. Może to wystarczy. Wyszedł po kawę.

 Warszawa Posterunek Przy Chodeckiej
07.01.2014 godzina 11:34

 
Inspektor Rybacki studiował z udawanym zainteresowaniem akta sprawy, już i tak przeterminowana, więc nie było sensu się angażować, a głowę zaprzątały mu ważniejsze rzeczy. Zbliżał się termin alimentów, a on nie do końca wiedział skąd wziąć pieniądze na te opłatę, jak również kilka poprzednich już zaległych, na szczęście żona nie należała to biednych ani chciwych. Nie cisnęła, przynajmniej tyle szczęścia. Popatrzył jeszcze przez moment, złożył akta, położył na biurku. Spojrzał przez okno na park Bródnowski. Zasypany i zakrytym śniegiem był przepiękny, a tylko ktoś tak jak on Warszawiak od pokoleń mógł w pełni docenić piękno tego miasta…
Pukanie wyrwało go z zamyślenia.
- Wejść
- Dzień Dobry Panie inspektorze
- O cześć Kaśka
Psycholożka policyjna wbrew powszechnej opinii na temat tego zawodu była wesołą i szczebiotliwą kobietą, która potrafiła wprowadzić trochę pozytywnego światła do tej nory.
- Szukam Krakowiaka.
- Nie ma wyszedł gdzieś w sprawie tego nożownika.
- Acha. Ja właśnie w tej sprawie przekażesz mu że go szukałam?
- Jasne.
Kaśka rozglądała się ciekawie po pokoju.
- Nigdy tu nie byłam na dłużej niż tylko sekundę czy dwie.
- Rozejrzyj się, spokojnie, nic ciekawego, ale skoro chcesz. – Rybacki wrócił do akt
- Co to za facet? – głos wyrwał go z myślenia po raz kolejny o alimentach
- Jaki facet? – Rybacki nie bardzo wiedział o co chodzi
- Ten facet
Psycholożka podeszła do tablicy korkowej i pokazała zdjęcie twarzy. Mężczyzna wyglądał jakby ktoś robił zdjęcie przez grubą szybę. Inspektor wstał i podszedł do tablicy. Stanął obok niej i przez chwilę przyglądał się zdjęciu, po czym sięgnął do tablicy i odpiął je.
- Nic. Brak opisu. Cholera wie nawet kto go przyczepił. Już nie pamiętam.
- Moment…
Psycholożka wybiegła z pokoju zatrzaskując drzwi. Rybacki przyczepił zdjęcie z powrotem do tablicy i przyglądał się mu dalej gdy kobieta wróciła do pokoju z teczką w dłoni.
- Mam. Wiedziałam że znam to zdjęcie, ale nie wiedziałam, że kryminalni zajmują się też zaginięciami.
Podała Inspektorowi teczkę. Na teczce oprócz sygnatur było imię i nazwisko – Artur Szczepański. Mężczyzna obejrzał dokładnie zawartość teczki, później zamknął ją i zerknął na stronę wierzchnią.
- Ale to jest sprzed roku.
- Owszem, ale nie dostałam informacji, że sprawa o zaginięcie zmieniła się w zabójstwo lub coś podobnego. Nikt mnie nie poinformował, a przecież ktoś powinien. W końcu może żona i dzieci potrzebują wsparcia Psychologa!
- Kaśka, ty mi się nie rozpędzaj! Jaka żona, jakie dzieci?
- Facet miał rodzinę! Tfu. Ma! Jak dla mnie ciągle on jest zaginięty! Nie zabity.
- Ja nie wiem skąd to zdjęcie się tu wzięło. Poczekaj na Krakowiaka on Ci wyjaśni…
- Co mam jej wyjaśnić  - Krakowski stał w drzwiach – o znaleźliście jakieś powiązanie z moim „Ice-Manem”?
- Kim? – spytali na raz.
- IceMan, taką ksywę nadali mu tutaj na posterunku, nie powiem żeby była najwyższych lotów, ale w sumie pasuję. Kiedy robili to zdjęcie byli pewnie że robią zdjęcie zamarzniętemu facetowi, tylko że zanim przyjechały Ścierwojady to facet zaczął się topić a później lodowa bryła eksplodowała i nic… zero śladów po człowieku. Był ludź i nie ma ludzia. A co?
-A to – Rybacki podał mu teczkę Szczepańskiego

Krakowiak przyjrzał się zawartości, wziął zdjęcie IceMana i porównał, studiował przez chwilę oba i w końcu usiadł.
- Co jest kurwa? Skoro facet zaginął ponad rok temu to co jego lodowa rzeźba robiła tutaj dwa tygodnie temu?
- Nie mam pojęcia. Masz gdzieś protokoły w sprawie IceMana?
- Jasne leżą gdzieś w archiwum, gdybym zaśmiecał sobie biurko takim bzdurami to nie miałbym gdzie się kawy napić!
- A teraz masz? – Kaśka złośliwie postanowiła wbić szpilę młodemu Kryminalnemu, ręką wskazała jego biurko, wyjątkowo zaśmiecone nawet jak na policjanta. – Wiesz przynajmniej gdzie masz kubek na kawę?
- Nie wiem ale zawsze mogę pożyczyć Twój! – odciął się Krakowiak.
- Jasne…
- Dobra dzieci spokój mi tu. Krakowiak wyciągnij teczkę z archiwum, Kaśka zostaw to co masz o Szczepańskim. Są tam dane żony?
- Tak, ale nie wzywaj ją beze mnie
- Dobra Dobra, spokój obywateli to nasz nadrzędny cel!
- Jasne…

Warszawa posterunek przy Chodeckiej – pokój przesłuchań
Środa 08.01.2014 godzina 08:20

 Kobieta niepewnie rozglądała się po pokoju, mimo iż była tu już kilkukrotnie nie była w stanie się przyzwyczaić do wystroju, który wcześniej znała tylko z filmów. Nerwowo wyciągnęła z torebki paczkę papierosów. Telefoniczną prośbę o stawienie się na posterunku dzień wcześniej okupiła złamaniem kolejnego postanowienia bożonarodzeniowego… i to tak szybko po świętach.
Zaczęła palić po zaginięciu męża, szczególnie ciężko przeżyła chwilę gdy Policja podejrzewała ją o przestępstwo bądź to w celach ubezpieczeniowych bądź to zwykłe kryminalne. Chwilę te okupiła ciężkim nałogiem nikotynowym, w alkoholizm nie wpadła tylko dlatego dzięki dzieciom. Mogły już liczyć tylko na nią, więc ona nie mogła ich zawieść. I jak już pozbierała się do kupy po roku od zniknięcia dostała telefon, którego jak sądziła, się obawiała. Teraz siedziała w znajomym pokoju i paliła papierosa za papierosem, z paczki którą kupiła dzień wcześniej po tym cholernym telefonie.
Nerwowe wyczekiwanie w dymie papierosowym przerwane zostało otwarciem drzwi. W  drzwiach stanął policjant, którego nie znała, ale przepuścił w drzwiach znajomą Psycholożkę. Ewa spięła się mocniej, skoro  obecna jest Pani Psycholog to nic dobrego to nie wróży, chociaż czego się spodziewała. Rok po zniknięciu. Jedyne na co czekała to na potwierdzenie śmierci. Co innego mogło ją spotkać? PO tym najgorszym roku w życiu.

- Pani Ewo, dzień dobry, dziękujemy że Pani przyszła
- Chyba nie miałam wyboru, zastanawiam się tylko o co chcecie mnie teraz oskarżyć…
- Pani Ewo, jestem Inspektor Krakowski, rozumiem, że wcześniej spotkała się Pani z pewnymi atakami ze strony moich kolegów. Proszę zrozumieć, że w tym nie było niczego złośliwego tylko wykonywali pracę najlepiej jak potrafią. Jednakże to nie o tym chcieliśmy dzisiaj z Panią rozmawiać. – Krakowiak usiadł i położył na stole teczkę
- Czy słyszała Pani o tym co się stało w noc sylwestrową w parku?
- Nie, a czy powinnam?
- Nie słyszała Pani o znikającym lodowym posągu? Aż dziwne, chyba wszyscy słyszeli…
- Mam dwójkę dzieci Panie Inspektorze naprawdę mam co robić innego niż słuchać o pierdołach.
- Akurat tym razem może się okazać, że o tej pierdole lepiej by Pani posłuchała.
Z teczki wyciągnął zdjęcie ICE-Mana i położył przed kobietą. Kobieta spojrzała i zamarła.

- Co to ma być?
- Zna Pani tą twarz?
- Oczywiście, że tak to mój mąż, ale co to ma wspólnego z tym … ICEManem?
- Widzi Pani to jest zdjęcie ICEMana!

Kobieta spojrzała na niego, a później na Kasię, z niedowierzaniem jakby chciała się upewnić, że zartują, ale policyjny Psycholog tylko skinęła głową potwierdzając słowa Policjanta.

- Tak. Widzi Pani Policjanci rankiem 1 stycznia odebrali zgłoszenie o zamarzniętym człowieku na ławce w parku Bródnowskim. I nie byłoby by to nic specjalnie dziwnego gdyby nie fakt iż niedługo po przyjeździe zamarznięty człowiek zaczął się topić mimo iż temperatura była mocno ujemna. Na końcu lodowa bryła, która jak przypuszczaliśmy ukrywała wewnątrz mężczyznę rozpadła się, ale po człowieku z bryły nie pozostało śladu. Zdjęcie które Pani widzi to zdjęcie zrobione temu właśnie „obiektowi”, zanim zaczął się topić. Policja zabezpieczyła też filmy w sieci, umieszczone przez ludzi, jak Pani chcę możemy je pokazać…
- Nie chcę. Jeśli ściągnęliście mnie Państwo tutaj bym potwierdziła, że te zdjęcia przedstawiają mojego męża to tak. Przedstawiają mojego męża, albo kogoś bardzo, ale to bardzo podobnego. Co dalej nie rozwiązuje mojego problemu bo dalej nie wiadomo co się z nim stało raczej trudno tłumaczyć, że się rozpłynął, czy jak Pani powiedziała rozpadł.
- Ja mówiłam, że bryła się rozpadła…
- Tak, ale czy to jest jakaś różnica? Dla mnie nie ma żadnej jego jak nie było tak nie ma, więc sami Państwo widzicie. Jeśli to już wszystko to chciałam bym już wrócić do domu.
- Oczywiście.

Kraków Urząd Miejski
10.01.2014 09:13

Agata jeszcze zanim weszła do pokoju usłyszała dobiegający z niego szum, otworzyła drzwi i uderzyła ją fala głośnych rozmów, wszyscy skupili się dookoła biurka Pawła i coś oglądali na jego monitorze. Standard urząd miejski. Agata pracująca tu już od dawna nie miała złudzeń. Co najmniej 90% opinii o urzędnikach i ich „ciężkiej” pracy była prawdziwa. Mogła się o tym przekonać i to że ona zasuwała jak samochodzik niczego nie zmieniało, było to jak walka z wiatrakami. Jej koledzy wychodzili z założenia, że skoro ludzie uważają, że oni są leniwi to trzeba im pokazać, że mają rację. Żadna walka o zmianę wizerunku nie wchodziła w grę. Ludzie pewni swoich posad. Pracujący w ciepłym otoczeniu, ale nie zapewniającym kokosów robili tylko tyle aby nie rzucać się w oczy i odwalać pańszczyznę każdego dnia, nic ponadto. Wszystko ponadto mogło doprowadzić do zwolnienia. Wiadomo kto chce się wykazać, na pewno będzie chciał wygryźć swojego zwierzchnika. Zagrożenia trzeba było się pozbyć. Agata, która od dzieciństwa przywykła do pracy i nauczona pilności miała problem, żeby się przystosować. Kilka lat w urzędzie stopniowo zabijało jej zapał. Najpierw rzuciła studia doktoranckie („po co się męczyć za darmo”), później porzuciła marzenia o lepszej bardziej ambitnej pracy, powoli traciła zainteresowanie również swoim hobby. Do tej pory konie były jej odskocznią, na które poświęcała wszystkie wolne środki, później dobiła ją proza życia. Brak stabilizacji, strata wielkiej miłości życia, później zerwane zaręczyny, próba odzyskania tego co kochała i w końcu bezpieczny związek. Może nie wielkie fajerwerki, może nie zapewniał tego czegoś, ale był i ją kochał.

Paweł, nudny jak to typowy urzędnik, zero romantyzmu, zero porywów i ekscytacji. Zaraził ją marazmem i tak każdy dzień powoli zmieniał się w pasmo szarości, które jednak było pewne i stabilne. Agata ciągle miała w uszach słowa matki „Najważniejsza jest stabilność, co z tego, że z tamtymi było kolorowo, skoro na końcu okazywali się dupkami. Paweł daje spokój.” I dawał, tylko czasem Agata oddała by wiele za chwile spontaniczności i braku planowania. Paweł zaplanował już chyba wszystko łącznie z tym gdzie będą spędzać emeryturę. Agata tylko czekała kiedy przyniesie jej dokumenty z podpisaną rezerwacją miejsca na cmentarzu miejskim.

- Aga, chodź zobacz …

Z zamyślenia wyrwał ją głos Pawła, jak na niego wyjątkowo podniecony, zwykle był taki gdy chciał coś wyśmiać, dzisiaj nie było pewnie inaczej.

- Patrz jaki numer. Koleś zamarzł na ławce w parku, a później rozpadł się i zniknął, jak w archiwum X.
- O czym ty mówisz?
- No chodź i zobacz, w sieci jest kilka filmików z jakiegoś parku w Warszawie i kolesia który zamarzł w sylwestra.

Agata bez przekonania podeszła, a Paweł rozepchnął ludzi, żeby zrobić jej miejsce. Przeładował stronę. Standard ulubiona rozrywka Pawła „YouTube”. W oczy rzucił jej się tytuł „Wystarczy ławka w parku”, gdzieś już to słyszała, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie, a później film ruszył i tytuł nie miał już żadnego znaczenia. Film nagrywał ktoś telefonem, ale mimo tego był całkiem wyraźny. Pokazywał tłum zgromadzony wokół ławki, a później filmowiec amator przepchnął się przez tłum i kamera ukazała coś co wyglądało jak rzeźba lodowa. Ujęcie płynnie zrobiła zooma. Oczom Agaty ukazała się wyraźna sylwetka mężczyzny siedzącego w dość specyficznej pozycji na ławeczce, tak jakby obejmował i przytulał do siebie kogoś, kto położył się na ławeczce i głowę trzymał na kolanach mężczyzny. Kamera skierowała się w kierunku głowy i kolejny zoom ukazał twarz zamarzniętego. Agata zbladła. Ziemia zafalowała i Agata upadła mimo sporego tłumiku ludzi, którzy na zasłabnięcie zareagowali rozsunięciem się, żeby pozwolić kobiecie upaść.  Nikt nawet nie próbował jej łapać. Ciało uderzyło o ziemię z cichym tąpnięciem.

Ciemność.

Agata siedziała w knajpie w swoim rodzinnym mieście, dookoła kilkoro przyjaciół i on. Dawno utracona miłość jej życia. Artur. Oboje stracili coś czego cholernie żałowali i oboje nie byli w stanie zaryzykować, żeby spróbować to odzyskać, ale póki co Agata siedziała otoczona jego silnym ramieniem i mogła czuć intensywny zapach. Połączenie perfum, zmierzchu i pożądania, które zawsze przy nim czuła.
- Agacie wystarczy ławka w parku byle z Arturem, czyż nie?
- Czemu nie, najważniejsze jest dobre towarzystwo, nic więcej się nie liczy.
- Podobała by mi się taka ławka Aga, chciałbym kiedyś tak z Tobą zasnąć.
- Może kiedyś – uśmiechnęła się – teraz mam inne plany na sylwestra.
Światło zaczęła gasnąć, gonił ją śmiech…

-Agatko! Agatko! Nic Ci nie jest?

Cholera, co za głupie pytanie? Nie kurwa nic mi nie jest tylko zobaczyłam przed chwilą twarz swojego byłego faceta najwyraźniej zamarzniętego na ławeczce i zemdlałam, a Ty się mnie pytasz czy nic mi nie jest? Kurwa walnij się w ten nudny łeb.

- Agata?!
- Paweł spokojnie wezwaliśmy karetkę.  Już jadą.

Kobieta otworzyła oczy i zamrugała wolno powiekami. 

- Agatko… Kochanie? Nic Ci nie jest? Co się stało?
- Nnnie… nie wiem . Może tu za ciepło. Wyprowadź mnie na zewnątrz.
- Karetka już jedzie…
- Nic mi nie jest – powiedziała ostro kobieta – prosiła Cię żebyś mnie wyprowadził na zewnątrz, jak nie chcesz mi pomóc, wyjdę sama!
- Już już, chodź. – Paweł chciał podać jej rękę, ale ją odepchnęła.
- Dzięki poradzę sobie, możesz zostać.
- Ale powoli spokojnie…
- Wszystko kurwa robię powoli i spokojnie…
- AGATA!

Przecież ona nigdy nie przeklinała. Nie piła i nie przeklinała to było stałe. Paweł budował na tym jej wizję, a tu nagle coś takiego. Kobieta już wyraźnie w lepszym stanie ruszyła do wyjścia w drzwiach wpadła na ratownika medycznego, który zdecydowanie szybciej radził sobie niż jej narzeczony z sytuacjami kryzysowymi. Złapał ją pod ramię i wyprowadził na zewnątrz narzucając płaszcz. Zaprowadził ja do karetki wprowadził do niej , zostawiając drzwi otwarte by świeże i mroźne zimowe powietrze mogło ją orzeźwiać.

- Jak się Pani czuję?
- Już lepiej dziękuje. W tym pokoju jest za ciepło, musiało mi się zrobić słabo. Przepraszam.
- Niech Pani nie przeprasza takie rzeczy się zdarzają. Proszę napić się wody.

Agata dziękując przyjęła małą plastikową butelkę z zimną wodą i powoli zaczęła ją pić. Po krótkim badaniu lekarz wypisał jej zwolnienie i zapytał gdzie mieszka. Okazało się, że po drodze do szpitala, więc podwieźli ją pod same drzwi i kazali się położyć spać.
Agata zaryglowała drzwi. Dzielnica której mieszkali nie należała do najbezpieczniejszych, a ona chciała już mieć chociaż przez chwilę spokój. Wyciszyła dzwoniącą bez przerwy komórkę i położyła się spać.
Śniła o nim, o tej ławce i o wspólnym sylwestrze.
Czy to możliwe, że Artur wybrał takie rozwiązanie?

Kraków 09.01.2014 19:23

Obudziło ją dobijanie do drzwi. Podniosła się spokojnie i rozejrzała. Była w domu i wszystko wyglądało, że jest ok. Spojrzała na telefon. Ponad 100 połączeń. Nieźle. Uparł się żeby do niej dodzwonić. Wzięła ją do ręki. Oprócz połączeń od Pawła, były połączenia od rodziców. Oczywiście. Zadzwonił do nich idiota.
- Agata!!!!

Krzyk przebił się przez ciszę. Właściwie w jego przypadku można było już mówić o wrzasku nie o krzyku.
Podniosła się i powoli ruszyła w stronę drzwi, odryglowała zamki i otworzyła drzwi odwracając się i ruszając w stronę łazienki. Paweł podbiegł objął ją i nerwowo gładził włosy. To też go różniło od Artura, Artur by ją utulił, a później opierdolił. Nie pozwolił by jej na użalanie się nad sobą! Ale Wszystko wskazywała na to, że Artura już nie ma.
Ruszyła w stronę łazienki i zamknęła się w niej. Postanowiła wziąć długą kąpiel która mogła by jej pomóc w dojściu do siebie. Paweł znowu zaczął się dobijać do drzwi tym razem łazienki.

- Paweł daj mi spokój muszę odpocząć, a to mi nie pomaga.
- Tak oczywiście kochanie, odpoczywaj – przynieść Ci coś?
- Nie. Daj mi spokój….

Zastanowiła się chwilę i pomimo negliżu wyszła z łazienki, natychmiast jednak wróciła i zarzuciła szlafrok. Minęła lekko zszokowanego Pawła. Jego przyszła żona była wstydliwa, więc nawet taka krótka parada nago, była dla niego lekkim szokiem. Tym bardziej to co stało się później. Agata podeszła do barku, w którym trzymali wino, zwykle były to prezenty od znajomych lub coś podobnego. Sami nie pili, więc trzymali je głównie po to by mieć co ze sobą zabrać gdy szli gdzieś w odwiedziny – takie przechodnie wino.
Tym razem jednak było inaczej Agata wyjęła jedną butelkę i otworzyła szafkę w poszukiwaniu korkociągu. Znalazła go szybko kolejna zaleta Pawła był porządny, wszystko leżało zawsze na miejscu. Nie mógł zasnać, jeśli coś było źle schowane, lub nie daj boże nie schowane w ogóle.
Wzięła kieliszek i ruszyła z całym transportem z powrotem do łazienki. Minęła Pawła, już teraz mocno zszokowanego i zamknęła drzwi na zamek.
Puściła ciepłą wodę, dodając swoje ulubione perfumy do kąpieli i trzymane w ukryciu drogie i dobre kosmetyki do kąpieli. Paweł uważał to za zbytek i przesadę, ale Agata właśnie dzisiaj chciała poprzesadzać. Relaks był akurat czymś czego potrzebowała i to relaks na najwyższym poziomie.
Położyła się w wannie zamknęła oczy i zanurzyła cała w wodzie… ciepło przenikało całe jej ciało, każda jej część nagrzewała się i rozluźniała, czuła to. Czuła i była pewna, że to jest właśnie to co było jej potrzebne od dawna. Wynurzyła się wzięła kieliszek wina. Oparła głowę o wannę i zamykając oczy wypiła pierwszy łyk wina.

Kaśka odciągnęła ją na bok:

- Inne plany?
- Owszem w tego sylwestra wszystko będzie idealne! Idealny facet, idealne miejsce i idealna zabawa.
- Ciągle mówimy o Arturze? Jakoś słowo idealny mi do niego nie pasuję!
- Czepiasz się go, bo Ci nie pasuje nikt z kim się spotykam. Już kiedyś to przerabialiśmy, Ty masz swoje preferencję ja swoje i każdy zostanie przy tym co ma. Ja mam Artura i to mi wystarcza!
- Jesteś pewna, że to właśnie on?
- Tak. Na tyle na ile mogę być tego pewna na chwilę obecną. Trudno mi powiedzieć co będzie za 10 lat. Oboje się jeszcze musimy wielu rzeczy nauczyć.
- Uczymy się całe życie – powiedział zbliżając się Artur – czego chcesz się uczyć teraz?
- Nas…


- Agata!!!
- Co?
- Jesteś tam już dwie godziny! Nic Ci nie jest?
- Nie. Wszystko w porządku za chwilę wychodzę
 

22 czerwiec 2014
Kraków 21:34

Agata wracała z centrum handlowego. Umówiła się z koleżanką na zakupy, ale jak zwykle nie mogła się na nic zdecydować. Wszystko było albo do dupy, albo za drogie. Więc ostatecznie wypiła tylko kawę i wracała do domu. Do swojego idealnie nudnego życia. Skręciła nad Wisłę.
Usiadła na ławeczce. Spojrzała w bok. Tak mniej więcej mogła wyglądać ta ławeczka w Warszawie. Ciekawe czy był szczęśliwy? Pewnie, że był.

- Kurwa! Zaczynam mu zazdrościć! Przynajmniej wyglądał na szczęśliwego, dużo szczęśliwszego niż ja.
Poczuła na karku dotknięcie, gwałtownie odwróciła się. Nikogo nie było.

- Kto Maleńka? Komu zazdrościsz?
Głos dobiegał z miejsca w które przed chwilą wpatrywała się. Z lekkim wahaniem odwróciła głowę.
Siedział tam. Elegancki i przystojny. 
Zdecydowanie najprzystojniejszy z jej facetów, a może to tylko zadziałała idealizacja „pozwiązkowa”. Uśmiech miał zawsze zabójczy i dobrze o tym wiedział, a co gorsze potrafił to bardzo dobrze wykorzystywać.

- Tobie idioto i kretynie!
- Czego?
- Tego malującego się na twarzy uśmiechu i wrażenia, że chociaż przez chwilę byłeś szczęśliwy!
- Nie pamiętasz jak proponowałem Ci spotkanie, które mogło wszystko zmienić?! Wycofalaś się nie chcąc ryzykować swojego nowego związku! Chciałaś być szczera i uczciwa – ogromna dawka ironii była jak pocisk – a teraz mówisz, że zazdrościsz facetowi kilku chwil szczęścia?
- Tak. Wtedy było wtedy. Poza tym miałeś żonę i dziecko!
- Miałem. Teraz też mam..
- Ale…
- … ale teraz to Ty już nie jesteś zainteresowana swoim „cudnym” związkiem – wszedł jej w zdanie
- To nie tak.
- Dokładnie tak. Widzisz co chcesz widzieć i wbrew swojej własne opinii troszczysz się tylko o siebie, czyli idealnie tak jak ja. Tylko, że ja miałem odwagę to powiedzieć głośno i coś z tym zrobić.
- Coś to znaczy?
- Być szczęśliwy na przekór wszystkiemu i wszystkim.
- I co warto było?
- Warto. Nawet nie wiesz jak bardzo było warto. Gdybym miał jeszcze raz podejmować wybór nie zawahał bym się nawet na sekundę. Wybór byłby zawsze taki sam! Ty podjęła byś ten sam wybór. Dobrze to wiesz

Przysunął się do niej, a ona bez wahania przylgnęła do niego.
- To co ławka w parku?
- Co Ty znowu z tą ławką? Przecież idziemy do Anki.
- Wiem, ale nie miałbym nic przeciwko. Ławka zawsze będzie na Ciebie czekać i będzie tylko Twoja. Zawsze choćby nie wiem co będzie na Ciebie czekać. Choćbyśmy już nie byli ze sobą.
- Nie mów tak. Czemu tak ponuro?

Milczał.
Na podłogę kapała kropla po kropli. Coś karminowego, ale przecież Artur miał piwo nie wino… Kucnęła, czy wino może być zresztą takie gęste i ciepłe. Spojrzała w górę.
Artur uśmiechnął się pokazując nadgarstek.
- Skaleczyłem się. Nic wielkiego maleńka.
Dopiero teraz dostrzegła, że włosy mężczyzny były mokre, musiał gdzieś wyjść z kawiarni. Potrząsnął głową jakby czytał w jej myślach
– To naprawdę nic wielkiego. Wszystko w porządku.


- Proszę Pani. Coś się Pani stało?

Policjant pochylał się nad nią, obok stał drugi funkcjonariusz z psem. Nieco nie przytomnym wzrokiem powiodła dookoła. Leżała na ławce, już nieco zmarznięta. Obok oczywiście nikogo nie było, a ona czuła że zabrano jej właśnie coś ważnego, coś co mogło się stać najważniejszą rzeczą w jej życiu, co mogło dodać kolorów. Zaczęła płakać. Funkcjonariusz trochę podejrzliwie pochylił się nad nią i Agata miała pewność, że ją obwąchał.

- Piła Pani coś? Brała narkotyki?
- Nie oczywiście, że nie. Dowiedziałam się, że ktoś bardzo dla mnie ważny nie żyję, a ja nie kontaktowałam się z nim przez kilka lat i teraz żałuję tego.
- Rozumiem, czy pomóc Pani jakoś? Gdzie Pani mieszka?
- Niedaleko już idę i dziękuje bardzo.

Wstała i ruszyła w stronę domu, po chwili obejrzała się przez ramię. Jeden z policjantów kucał przy ławce i pokazywał coś koledze. Obaj ruszyli w jej stronę. Agata w pierwszym odruchu chciała uciec, ale przecież to byli policjanci a ona nic złego nie zrobiła, więc zatrzymała się i poczekała na nich.

- Proszę Pani, czy coś się Pani stało?
- Nie, przecież już mówiłam, a o co chodzi?
- Na ławce znaleźliśmy świeżą krew, więc musimy ustalić skąd pochodzi.

Policjant z psem spojrzał na jej ręce.

- Czy mogła by Pani podwinąć kurtkę na prawej ręce?

Kobieta spojrzała i zobaczyła krew na rękawie kurtki. Oczy rozszerzyły jej się nie wiadomo ze zdziwienia czy z przerażenia. Przecież tego nawet nie czuła, nie zdawała sobie sprawy i nie zdała by sobie z tego sprawy dopóki nie dotarła by do domu. Rana na nadgarstku już powoli zasklepiała się, więc niczym poważnym nie groziła.
Zdecydowanie zrezygnowała z kursu na najbliższy posterunek lub szpital twierdząc, że da sobie radę. Policjanci zrezygnowani spisali więc jej dane „na wszelki wypadek” i pożegnali.
 Kobieta idąc zastanawiała się skąd mogła wziąć się rana. Szybko zdała sobie sprawę, że jej sen, który przerwali jej policjanci dotyczył właśnie tej rany, przecież Artur miał dokładnie taką samą kiedy wrócił do knajpy w tamten grudniowy wieczór. A teraz ona, najpierw miała majaki, że z nim rozmawia, później śniło jej się dokładnie ta sytuacja, żeby na końcu odkryć kopię skaleczenia swojego byłego faceta sprzed ponad 15 lat.
Tylko czy „na końcu” to dobre sformułowanie.
Dotarła do domu. Na szczęście Paweł był dzisiaj z kumplami na piwie, więc nie było głupich pytań i jeszcze głupszych odpowiedzi. Spokojnie poszła do łazienki, chciała przemyć skaleczenie, które okazało się już dobrze zasklepione, więc tylko je dokładnie obejrzała i dała sobie spokój. W tym tempie do rana nie pozostanie nawet ślad.
Spojrzała w lustro, zobaczyła w nim zmęczoną twarz kobiety. Kogoś kto już dawno stracił radość życia. Stracił nawet nadzieję, na to że kiedyś ta radość wróci.

Z rozpaczą zamknęła oczy i przytknęła czoło do gładkiej lśniącej powierzchni. Kiedyś była inna. Szczęśliwa i radosna nawet pomimo wielu zmartwień rodzinnych i sercowych. Uśmiechała się częściej.

Po kilku chwilach odsunęła głowę otrząsając ją ze złych myśli, otworzyła oczy, w lustrze zobaczyła siebie z lat młodzieńczych. Długie kasztanowe włosy związane prostą frotką.

- Rozpuść proszę, dobrze wiesz, że ubóstwiam te Twoje długie lśniące fale. – Artur z uśmiechem objął jej szyję, złapał za ręce i przyciągnął bliżej. Zauważył ranę, która się otworzyła. Uśmiech poszerzył mu się – o widzisz – przysunął swój nadgarstek z którego właśnie zaczynała wypływać krew – identyczne. TO nasza ławeczka to nasz azyl, tylko nasz świat.

Przytknął swój nadgarstek do jej. Krew zaczęła się mieszać i jako jedno skapywać na podłogę i do zlewu znacząc swoją drogę karminowym zaciekiem od razu zasychała.

 Ocknęła się.

Leżała na podłodze. Znowu nie wiedziała ile czasu minęło. Spojrzała na nadgarstek. Rana była już tylko lekkim śladem, jakby zatarciem. Tak jakby nigdy nie było rany.

Podniosła się i spojrzała w lustro. Znowu była tą samą zmęczoną kobietą. Jej ciałem  wstrząsnął dreszcz i wielkie jak perły łzy stoczyły się po policzkach, niemy szloch kobiety przeszedł w głośny płacz, rozpacz za utraconym szczęściem i pragnienie odzyskania chociaż na chwilę tego co zniknęło. W tej chwili zazdrościła mu tego, że przepadł po nim ślad, a ostatnie jego spojrzenie było szczęśliwe. Chyba.

Wyszła z łazienki włączyła laptopa i uruchomiła przeglądarkę. Łatwo wyszukała film z warszawskiego parku. Włączona Pause’a pozwoliła jej długo przyglądać się twarzy mężczyzny. Spokój i szczęście to jedyne co malowało się na niej. Nic więcej, a przecież doskonale wiedziała, że jego życie też nie należało do szczęśliwych. Tak jak ona był przytłoczony życiem i uginał się pod jego ciężarem. Przecież nie tak dawno z nim rozmawiała, był zmęczony, ale … Moment. Kiedy to było? Nie mogła sobie przypomnieć. Podobno zniknął ponad rok temu, czy rozmawiała z nim po zniknięciu czy wcześniej. Trudno było jej sobie to przypomnieć.

Obudził ją dźwięk budzika. Przetarła oczy i zobaczyła, że z laptopa ciągle spogląda na nią ON. Gwałtownie obróciła się w łóżku, i z ulgą zauważyła, że Pawła nie ma. Zamknęła przeglądarkę. Poszła do kuchni wstawić wodę na kawę. Teraz tylko prysznic i do pracy. Zapomnieć o tym i o tych kilku chwilach słabości. Przecież to nie miało sensu. Gonienie za tym czego dogonić się nie dało nie miało najmniejszego sensu. Życie jest tu i teraz, przeszłość się nie liczy.

Wyszła z domu idąc do pracy rozglądała się, nie wiedząc czy w strachu czy nadziei, że znowu go zobaczy. Nie zobaczyła. I nie zobaczyła przez następne pół roku!
 
Kraków
9 Grudnia 16:34
- Odbierzesz ten cholerny telefon – Paweł był zdecydowanie w nienajlepszym humorze, ten rok nie mógł być gorszy. Najpierw ten cholerny filmik, z tym skurwielem, który nawet po swojej śmierci był jego największym koszmarem. Agata nigdy nie wspomniała o nim, ale Paweł podejrzewał, że wizja jej byłego kochanka ciągle jej towarzyszyła. Za każdym razem gdy obserwował ja jak śpi i uśmiecha się, był pewien, że wyobraża sobie Artura. A tego chuja nie mógł nawet dopaść i skopać. Do tej pory go nie znaleziono, więc pewnie nie żyje. A nawet jeśli to przecież on nie miał szansę znaleźć palanta. Starał się odrywać jej myśli od tego co było, a ona udawała że nie myśli o tym, ale Paweł wiedział lepiej.

Ciągłe awantury i problemy doprowadziły do przełożenia daty ślubu, a właściwie wymazaniu pierwszej i nie ustaleniu kolejnej. Agata ciągle nie mogła się zdecydować, a ich związek dryfował w jakimś nieznanym i całkowicie nie pożądanym przez niego kierunku, ale on w nim trwał licząc na coś. Natomiast jego frustracja rosła.

Po chwili telefon umilkł i usłyszał szmer rozmowy.

Dzwoniła kumpela Agaty z Wawy. Planowały imprezę sylwestrową właśnie w stolicy. Paweł nigdy nie lubił Warszawy, brał ją za przereklamowaną, a wszystkich mieszkających w niej za buraków uważających się za cholera wie kogo. Jego niechęć do miasta wzrosła od czasu filmiku. Nie miał jednak wyjścia. Agata nie zapytała go czy chce jechać. Ona mu zakomunikowała że jadą, z tonu wywnioskował, że albo jedzie z nią, albo ona jedzie sama.

PO chwili Agata weszła do łazienki.

- Jadę 26 wieczorem do Kaśki, tak mam pociąg. Ty musisz sobie znaleźć połączenie od siebie. Wracamy dopiero 4 stycznia. Urlopu i tak mamy za dużo. Będziemy mieszkać u Kaśki i jej męża.
- Serio chcesz tam jechać?
- Nie zaczynaj, nie będziemy znowu o tym rozmawiać. Zawsze możesz nie jechać!
 

Paweł machnął ręką, Agata wyszła z łazienki. Paweł zamknął oczy, pod powiekami pojawił mu się znowu obraz z filmiku. Szczęśliwego faceta zamkniętego w bryle lodu, największą ochotę miał strzaskać tą pierdoloną rzeźbę. Otworzył oczy, obraz jednak nie zniknął. Kamera wyobraźni odjechała i Paweł zobaczył, że teraz figura tworzy całość.

Na kolanach faceta jakaś kobieta trzymała głowę i patrzyła w niego szczęśliwym rozmarzonym wzrokiem, takim o jakim śnią wszyscy faceci. Wzrokiem pełnym miłości. Kiedy on ostatnio taki widział u Agaty.

Potrząsnął głową i obraz rozpłynął się. Nabrał zimnej wody w dłonie i ochlapał nią twarz. Ochłonął. Teraz do pracy i nie myśleć o tym cholernym sylwestrze.

Warszawa, Tarchomin
31.12.2014 21:46

Impreza trwała w najlepsze. Zabawa rozkręciła się już na tyle, że eleganckie marynarki facetów wylądowały na stosie ubrań. Paweł nie mógł się wyluzować, a powoli docierało do niego, że im więcej pije tym paradoksalnie jest coraz trzeźwiejszy. Nie był pewien tej trzeźwości, ale na pewno był coraz bardziej wściekły.

Agata bawiła się w najlepsze. Gorzej, że nie z nim. Już od rodziców wróciła w całkiem niezłym humorze, a im dłużej przebywała w Warszawie tym jej humor się poprawiał. Szalała w najlepsze. Jej przyjaciółka też miała urlop, więc we dwie włóczyły się całymi godzinami, kompletnie ignorując Pawła, który w końcu nie wytrzymał, wrócił do domu Kasi i więcej nie opuszczał go, całymi dniami pijąc piwo i grając na konsoli.

Kasia przez cały ten czas nie odzywała się słowem komentarza, ale widząc zachowanie przyjaciółki podczas zabawy sylwestrowej nie wytrzymała

- Co z wami?
- Co ma być? Nic.
- Chyba ostatnio wam się nie układa. Czy przypadkiem nie mieliście jakoś brać ślubu?
- Taaa wstępnie była data na sierpień…
- O…
- Tak 2014 roku.
- Serio? Co się stało?
- Nie wiem. Nie czuję tego. Nie czuję Pawła, jest mi kompletnie obojętny.
- Co się stało?
- Nie wiem czy cokolwiek. Zastanawiam się w sumie czy kiedykolwiek go kochałam. Może to tylko strach przed samotnością.
- No nie mów. Przecież byłaś taka szczęśliwa na początku
- Jasne, że tak. Tylko nie wiem czy to z zakochania, czy po prostu z faktu posiadania faceta, wiesz jak było z Arturem…
- Ty znowu o nim?
- Tak, pamiętasz ten film, który Ci przesłałam?
- Pamiętam, nawet wiem gdzie jest ten park, w sumie całkiem przyjemny, ale co to ma do rzeczy?
- Wiesz gdzie jest ten park?
- Pewnie, że wiem, mieszkam w tym mieście od wielu lat, a to jest jeden z głównych parków, po tej stronie Wisły.
- Daleko?
- Co?
- Pytam czy daleko?
- No, nie bardzo.
- Zamówisz mi taxówkę?
- Kiedy? Teraz?
- Pewnie do 24 jeszcze trochę czasu, zresztą zawsze uważałam, że sylwester jest przerklamowany!
- Chyba żartujesz, że chcesz tam jechać teraz! Po co zresztą? Tam nic nie ma czego się spodziewasz?
- Nie wiem, wiem, że to był on. Wiem, że od czasu gdy obejrzałam ten film dzieje się ze mną coś dziwnego!
- To znaczy?
- Nie wiem jak to opisać, po prostu mam wrażenie, że czegoś brakuje, a teraz mam nadzieję, że zrozumiem czego jak tam trafię. Muszę tam pojechać i to jeszcze dzisiaj!
- Według mnie to głupi pomysł!
- A Ty nie robiłaś głupich rzeczy! A ten wyjazd w góry trzy lata temu…- Agata zawiesiła głos
- … miałaś już do tego nie wracać… - Kasia zamarła – obiecałaś!
- Wiem i nie chcę do tego wracać pokazuje Ci tylko, że każdy czasem robi coś głupiego.
- Dobrze wezwę Ci taxi i nawet z Tobą pojadę. Zginiesz beze mnie w tym mieście, szczególnie w  nocy. Poczekaj powiem swojemu.
- OK.

Agata rozejrzała się po pomieszczeniu, zobaczyła Pawła siedzącego z dwoma facetami, pijącego jakiegoś drinka. Uznała, ze jej narzeczony nawet nie zauważy jej nieobecności.

 
Dwadzieścia minut później już siedziała w taksówce zamówionej przez Kasię i kierowała się do parku. Nie zauważyła nawet kiedy chwilę później już wysiadały z taksówki tuż przy parku, w którym przechadzały się tłumy ludzi.
Wysiadły prosto w deszcz i chłodna rzeczywistość ją otrzeźwiła, czy to ma jakikolwiek sens, wszystko krzyczało, że nie. Jakiś kurwa marny melodramat i kurwa deszcz! Jakby mogło być inaczej jebany, chujowy deszcz! I co teraz… jak zobaczy jego zaświeci słońce, a przy pocałunku zaśpiewają pierdolone ptaszki.
Nie zaśpiewają zacznie w nie rzucać kamieniami! Tych akurat dookoła było dużo, a ona był wkurwiona.
Najpierw głupia ławka!

- Kojarzysz, która to ławka? – zapytała Kasię.
- Aga, ja znam ten park, ale bez przesady nie analizowałam filmu pod tym kątem!
- Mam filmik na komórce, może uda się ustalić.
- Nie trzeba! Patrz tam – Kasia wskazywała dłonią kierunek za plecami Agaty, przy którym paliło się kilka świeczek – podejrzewam, że tak będzie, ale zawsze możesz sprawdzić z filmem. Potwierdzić.
- Chyba nie ma takiej potrzeby. Chodźmy

 Agata ruszyła szybkim marszem w kierunku ławeczki, jednocześnie szukając właściwego filmu. Gdy dotarły na miejsce film już się odtwarzał, ale Agata go nie potrzebowała.
Na ławce siedział Artur.
Pamiętała ten uśmiech, dobrze go pamiętała wielokrotnie rozświetlał jej życie, tego chyba jej też brakowało. Paweł tak się nie uśmiechał. Ten łobuzerski uśmiech Artura, którego tak nienawidziły jej koleżanki, a on uwielbiała. Im kojarzył się z zarozumiałym aroganckim gnojkiem, jej z najpiękniejszymi chwilami w życiu!
Agata podeszła niepewna do ławeczki.

- Czekałem na Ciebie!
- Tutaj?
- Tak, wiedziałem, że tu dziś będziesz.
- Skąd?
- Choćby i na ławce w parku, ale razem! Pamiętasz?

-Agata! AGATA! – dotarł do niej głos Kasi – Agata co się dzieje! Gdzie jesteś?

Agata rozejrzała się dookoła, ale nie widziała już nikogo, ławka wraz z kawałkiem parku odgrodzona od reszty świata gęstym pasmem mgły. Podeszła do niego i zanurzyła w nim ręcę.
Lód?
Wata?
Lodowa Wata? Przez ciało przeszedł zimy dreszcz.
Cofnęła skostniałe ręce, spojrzała na palce. Koniuszki zdążyły już jej mocno zmarznąć.

- Co to jest?
- Co?
- To? – zatoczyła krąg rękami
- Nasza ławeczka!
- Jak to nasza ławeczka?
- Nasza ławeczka, nasza i tylko nasza. Tak jak obiecywaliśmy sobie. Przecież pamiętasz! Musisz wiedzieć. Cały rok to sobie uświadamiałaś. Od czasu gdy pierwszy raz mnie zobaczyłaś na filmie. Czekałem na Ciebie cały rok, ale tak naprawdę czekałem całe życie od czasu gdy mnie zostawiłaś na drugim roku studiów.
- Trzecim!
- Może i trzecim, zresztą co to za różnica. Każdego dnia czekałem na dzisiejszy dzień i marzyłem o nim. Chciałem być znowu szczęśliwy!
- Nie rozumiem? Artur Ty nie żyjesz! Tego wszystkiego nie ma – bezradnie opuściła ręce.
- Jest. Jest w naszej  świadomości, wiemy, że tak to powinno wyglądać.
- Co powinno tak wyglądać?
- Nasz sylwester!
- Jaki nasz? Artur Ciebie nie ma! Nie żyjesz, a ja od dawna jestem z kimś innym!
- To czemu tu jesteś? Po co tu przyszłaś? Przecież nikt Cię do tego nie zmuszał. Przyszłaś, bo brakowało Ci czegoś, bo szukałaś czegoś, chciałaś coś odzyskać! Wiesz co?
- Nie. Nic mi nie brakowało! Mam wszystko co potrzebuje – dziewczyna zaczynała się już bać. Trudno rozmawiać z byłym facetem, szczególnie w parku w środku nocy. Fakt iż ten facet nie żył już co najmniej od roku, sprawy tym bardziej nie ułatwiał!
- Owszem, brakuje Ci. Nie jesteś szczęśliwa! Zastanów się co się działo w tym roku? Pomyśl, czemu nie doszło do ślubu, przecież na siłę nikt nie zmusił Cię do przełożenia tego.
- Nie było możliwości!
- Dobrze wiesz, że to kłamstwo i tylko wymówka dla niego i dla innych! Mnie nie musisz okłamywać. Cały rok kłamstw i obłudy. Smutku i przyklejonego uśmiechu. Obserwowałem Cię, wiesz kiedy się uśmiechałaś tak prawdziwie? Tylko gdy byłaś pewna, że nikt Cię nie widzi i gdy wspominałaś nas! Gdy o nas myślałaś, gdy ze mną rozmawiałaś!
- Jak mogłam z Tobą rozmawiać? Widzę Cię pierwszy raz do wielu lat!
- Czyżby? Przypomnij sobie choćby Kraków wały nad Wisłą.  Tam też mnie nie widziałaś, nie rozmawiałaś ze mną?
- To był sen, złudzenie!
-  Sny pokazują nam nasze prawdziwe pragnienia tylko wtedy jesteśmy w 100% szczerzy sami ze sobą. Nie można kłamać w snach!
- Ale to nie oznacza, że chce być z Tobą, jak mogę być z trupem!?
- A kto powiedział, że chcesz być z trupem! Chcesz być ze mną! To co innego.
- Artur, co Ty mówisz przecież Ty nie żyjesz, to nie jest prawdzie, tylko mi się śni. Obudzę się i znowu będę u Kasi w domu u boku Pawła.
- To się obudź proszę bardzo ja zaczekam.

Artur usiadł, ale na jego twarzy ani przez chwilę nie gościł smutek, albo rozczarowanie. Zachowywał się jakby to wszystko doskonale przewidział.

- Budź się ile czasu potrzebujesz! Poczekam, mam dużo czasu, Ty trochę mniej.
- Co to znaczy?
- Co?
- Że ja mam mniej czasu?
- Nic po prostu skończy Ci się czas. Nic więcej!
- I co? Jak mi się skończy czas to co?
- Nie wiem. Nie zastanawiałem się nad tym. Ja nie miałem wątpliwości. Nie mam instrukcji obsługi.
- Ja chcę stąd wyjść! Chcę natychmiast się obudzić i żeby było jak kiedyś.
- A kto Ci broni? Budź się! Krzycz! Dzwoń po rycerza na lśniącym koniu! Teraz natychmiast!
- Uciekaj! 

Lśniąca ściana zniknęła i Agata znowu zobaczyła park. Niedaleko stała Kasia.
Agata krzyknęła i pobiegła w jej stronę.
Kasia nie odwracała się, Agata wpadła na nią… a właściwie przeleciała przez nią ślizgając się. Dziewczyna zmieniła się w słup wody, a ten z kolei jakby dopiero w tej chwili ktoś z powrotem włączył czas – runął w dół. Ochlapując Agatę. Zszokowana rozejrzała się dookoła. W parku było więcej ludzi.
Podbiegła do jakichś mężczyzn stojących niedaleko.

- Pomocy! Ratunku…

I tu to samo. Tylko woda i lód.
W tej chwili do jej uszu dobiegł głośny szum. Rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że dookoła niej nie ma już żadnych ludzi, tylko woda i lód.

-Artur! Błagam Cię! Wypuść mnie! Jeśli mnie kochasz pozwól mi odejść!

Ruszyła w stronę ławki. Nikogo nie było tylko ten nieziemski chłód, który zdecydowanie nie zwiastował niczego dobrego.
Poczuła lodowate zimne na swojej szyi, odwróciła się.
Stał za nią i uśmiechał się szeroko.

- Widzisz zawsze mówiłem, że wrócisz! Zawsze to wiedziałem.
- Wypuść mnie proszę! Nie kocham Cię już dawno Cię nie kocham, chcę tylko wrócić do domu i zapomnieć. Proszę jeśli rzeczywiście…
- Co jeśli rzeczywiście Cię Kocham to mam Cię wypuścić? Czy tak to sobie wyobrażasz! Że mogłaś zburzyć mój spokój wtedy kiedy tego potrzebowałaś, a później jak już Ci to nie było potrzebne to mnie zostawić po raz kolejny!
- Kiedy…
- Dobrze wiesz kiedy! Kiedy ten dupek Cię zostawił to z płaczem chciałaś wrócić. Zburzyłaś wszystko, a teraz dziwisz się temu co się dzieje! Wszystko ma swoje konsekwencje …. Kochanie… nic nie jest za darmo! Nic nie dzieje się bez powodu! Kto wiatr sieje, zbiera burze. Nie słyszałaś tego! Nie wiesz tego!
- To było tak dawno… przecież później był spokój, już wszystko wygasło. Czemu teraz. Czemu teraz gdy byłam szczęśliwa.
- A jaki ja byłem zanim nie „wróciłaś”?
- Nie wiem. Przepraszam jeśli coś popsułam!
- COŚ?! Zniszczyłaś życie nie tylko mi, ale mojej żonie i dwójce dzieci. Jesteś w stanie żyć wiedząc to co teraz wiesz? Przez Ciebie dwójka dzieci nie będzie miała szans poznać swojego ojca.  
-…
- ale ok Pani powiedziała przepraszam i jest wszystko super! Jakby mogło nie być…
Agata osunęła się na kolana. Dotychczasowy szloch przeszedł w płacz.

- Nie chciałam, myślałam, że możemy być razem, spróbować!
- To próbujmy!
- Nie, nie teraz. Wtedy teraz jestem… - zamilkła
- Szczęśliwa – dokończył za nią – Tak właśnie teraz! Myślisz, że masz prawo niszczyć coś, a to nie wróci do Ciebie! Wszystko wraca! Teraz właśnie wróciło. Takie było przeznaczenie, tak sama zadecydowałaś kiedy postanowiłaś namieszać w moim życiu.
- Nie wiedziałam, naprawdę nie chciałam nikogo skrzywdzić. Chciałam tylko…
- Nie wiesz co chciałaś. Nawet wtedy chciałem spróbować  i co ? przestraszyłaś się. Stchórzyłaś, a podobno tak bardzo chciałaś!
- Chciałam…
- Nie, nie chciałaś. Chciałaś się pobawić zabić czasową pustkę, aż do czasu znalezienia kogoś innego.
- To nie prawda.
- Prawda. Chciałaś dopóki nie było kogoś innego. Pojawił się on i przestałaś chcieć. A to tak nie działa.
- Pozwól mi odejść!
- A czy ja Ci bronię. Ja cię nie trzymam nie więżę. Idź dokąd chcesz i kiedy chcesz. Choćby i … TERAZ


Przy ostatnim wypowiedzianym przez Artura słowie, silny podmuch uderzył Agatę i przewrócił a później potoczył jak piłkę w kierunku następnej ławki.
Kobieta podniosła się, krew kapała jej z nosa.
Rozejrzała się.
Pusto i cicho.
Zebrała się w sobie, wstała i ruszyła biegiem w stronę miejsca w którym wysiadły z Kasią z taksówki.
Jednak im szybciej starała się odbiec od ławki tym szybciej się do niej zbliżała. Ludzie, których widziała ciągle tam byli, ale zdawali się tylko mirażem, fatamorganą lub ułudą widzianą przez szyby, po których wolno spływa deszcz, kropla za kroplą. Woda rysowała wyraźną granicę między ich rzeczywistością, a tą w której znalazła się ona, mimo że i po tej stronie padał deszcz.
Stanęła w miejscu.
Rozejrzała się i starała się przeanalizować sytuację.
Jeśli nie może się oddalić od ławeczki, ani zwrócić na siebie uwagę innych ludzi to co jej pozostaje!
Grać z nim w jego grę i czekać na jego błąd.
Znała go. Pamiętała, że nigdy nie grzeszył cierpliwością, więc prędzej czy później popełni błąd.
Martwego czy żywego. Pokona go.
Jak zawsze!
- No dobra! Gdzie jesteś?

Cisza, była wręcz namacalna, otulała ją jak puchem, Agata nie ocenić jak długa tak stała w ciszy. Nie była pewna czy może wierzyć temu co widzi poza „ścianą”.

Czas upływał w ciszy, kobieta miała wręcz pewność, że słyszy mijanie chwili coś jakby słyszeć szmer przesypującego się piasku w klepsydrach życia.
-Wszędzie, dookoła Ciebie, w Tobie… gdzie byś tylko się nie znalazła tam jestem lub będę ja.
- Dlaczego?
- Bo chciałaś tego! Zawsze kiedy wypowiadamy życzenie, lub tylko je pomyślimy musimy zdawać sobie sprawę z jego wagi i musimy być pewni, że stać nas na konsekwencje!
- Nie wypowiadałam, żadnego życzenia! Nie życzyłam sobie znaleźć się tutaj! Z Tobą! – kobieta starała się nad sobą panować, ale nie potrafiła. Zmienił się.

Jego zimny głos był nieprzyjemny, a każda litera, każdy wyraz wypowiadany przez niego ciął jak bat po jej duszy. Miała wrażenie, że rzeczywiście jest wszędzie i że jest w niej. Słowa docierały do niej z jej wnętrza, jakby nie potrzebowały przebywać tej standardowej drogi przez, przykazanej słowom, a dostawały się od razu do jej głowy, do jej duszy. Tak jakby każdym słowem tworzył ją, a kolejnym burzył i tak non-stop.
- Nie musiałaś, wystarczyło to co myślałaś i czułaś. Brakowało Ci tego, brakowało Ci mnie.
- Nie, nie brakowało mi. Nawet ignorowanie Cię przychodziło mi dość prosto.
- Aaaa… no tak… moje maile. Ciekawe prawda! Ignorowałaś maile, ale ciągle i tak myślałaś o mnie i pragnęłaś czegoś innego niż to co miałaś!
- Tak. To właśnie był powód ignorowania Ciebie… Miłość do Ciebie . Czy Ty w ogóle słyszysz co mówisz? Ignorowanie kogoś jako dowód miłości. Matko Ty już naprawdę oszalałeś.
- Może i tak, ale jeśli ja oszalałem to ja nazwiesz stan, w którym Ty się znajdujesz?

Ściana oddzielająca ich od świata zmatowiała, zbielała i nagle jak na żądanie zmieniła się w ekran kinowy, na którym jak w psychodelicznym kalejdoskopie przewijały się scenki z ich wspólnego życia i ostatnich miesięcy z jej życia, w których on też się pojawiał. To co widziała przez cały rok, scena przed lustrem, spotkanie na ławce teraz sceny te wyglądały na kompletne w pustym miejscu był on.
- To jest mój sen, zaraz się obudzę. Wystarczy lekko się uszczypnąć – dziewczyna starała się żartować.
- To może pomogę…
- NIEEEEEEE….

Nie zdążyła skończyć, gdy zobaczyła jego rękę uderzającą, a chwilę później sama z hukiem uderzyła w ścianę i osunęła się po niej.
Poczuła coś ciepłego na twarzy.
Z nosa i z kącików ust spływała jej krew.

- I co obudziłaś się, czy potrzebujesz jeszcze powtórki?
- Nie. Już starczy, proszę… - jęknęła
- Już teraz wierzysz, że to nie sen.
- Tak.
- Poświęciłem lata i oddałem życie, żeby Cię tu spotkać i być z Tobą.
- Nawet wbrew mej woli?
- Wbrew? Nie. Dobrze wiesz, że tego właśnie pragniesz, ukrywanie tego jest bezcelowe i na dłuższą metę Ci nie wyjdzie.
- Artur jesteś szalony! Nie kocham Cię, nie chcę być z Tobą!
- Za późno.  Już Ci mówiłem, że ponosimy odpowiedzialność za wszystkie swoje uczynki, nie ważne czy popełnione na jawie, czy tylko we śnie! Ty odpowiesz teraz! Ja straciłem wszystko i wszystkich! Teraz Twoja kolej!

Agata poczuła szarpnięcie i podmuch powietrza poderwał ją w powietrze. Unosiła się coraz wyżej. Po chwili wyniosło ją poza mgłę i zobaczyła w dole całe miasto.

- Mówisz, że nie chcesz ze mną być! Mogłaś zniszczyć moje życie, a teraz ot tak przejść nad tym do porządku dziennego i żyć jak gdyby nigdy nic! Mogłaś uczynić to wszystko i uważać, że nie spotkają Cię za to żadne konsekwencje? Nic bardziej mylnego… niedługo sama przekonasz się. … Nie chciałaś zostać ze mną na ławce, niedługo zorientujesz się, że ławeczka to raj w porównaniu z życiem. A mi obiecano, że będę to widział, że zobaczę jak płacisz. Jak płacisz za wszystko…

Agata runęła w dół tak samo nagle jak uniosła się…

- Nie…. Nie chcę zginąć! Chcę żyć, nie masz prawa. Nie jestem i nie byłam Twoją własnością.
Cisza.
- Słyszysz chce  żyć.
Słowa wykrzykiwane w niemal całkowitej pustce wtłaczane z powrotem do gardła przez niepowstrzymany pęd powietrza.
- ŻYĆ!!!!
Śmiech.
Upiorny i przeszywający jak ostrze.
Ziemia.
Asfalt ścieżki w parku!
Uderzenie.
Ciemność.
I tylko ten okropny śmiech.

- To żyj!


Agata ocknęła się w łóżku u Kasi w domu. Paweł leżał obok ciężko chrapiąc. Przytuliła się, ale ciężko przesycony alkoholem oddech odrzucił ją. Usiadła i rozejrzała się. Zobaczyła lusterko wystające z kosmetyczki. Podniosła się i podeszła do niej.
Ujęła kosmetyczkę w dłonie, spojrzała z przestrachem.
Nic.
Zero, żadnych śladów po wczorajszych przejściach.
Paweł zachrapał i przewrócił się na drugi bok.
Dziewczyna wyszła z pokoju, nie chcąc go budzić ani z nim rozmawiać. Musiała sobie wszystko ułożyć.
Spotkanie z Nim, nawet jeśli było tylko złym snem nie należało do najprzyjemniejszych. Teraz pozostawało się pozbierać i przejść nad nim do życia. Udawało jej się to setki razy, więc i tym razem nie powinno być problemu. Wszystko byle tylko jego więcej nie widzieć.
Teraz przetrwać i wrócić do siebie, a tam już tylko w końcu zaplanować ślub, w końcu może to zrobić. Wreszcie jest tego pewna.

Kraków Restauracja "Ace of Heart"
4.02.2017 19:34
Agata siedziała przy stoliku i nerwowo patrzyła na zegarek, miał tu być 30 minut temu, on się nigdy nie spóźniał, a jeszcze przy takiej okazji. To było do niego nie podobne. Nie odbierał też telefonu. Cisza i tylko sygnał oczekiwania. Wypiła duszkiem wino w kieliszku i skinieniem przywołała kelnera żeby dolał jej wina. Ciągle miała opory przed nalewaniem sobie samej. Pamiętała pierwsze zderzenie z takim rodzajem picia. Skończyło się urwanym filmem i kompletnym brakiem wspomnień, oraz ściągniętymi spodniami i przysięgą Artura że zrobił to tylko ze względu bolący ją żołądek. I kurwa nie wyszło, Artur zawsze gdzieś tam kurwa siedzi, ale to nic. Niech sobie siedzi. Nie żyję! Nie ma go, a ja jestem i jest ok.
Kelner podszedł do niej.
- Przepraszam dostaliśmy coś dla Pani. Proszę.
Podał jej brązową kopertę.
Otworzyła kopertę w środku była tylko kartka. Dziewczyna sięgnęła dłonią.
I szybko cofnęła rękę.
Na czubku palca pojawiła się krew, rozcięła palec o papier.
Rozszerzyła kopertę i sięgnęła jeszcze raz.
Odwróciła kartkę.
Nekrolog. Pusty nekrolog.
Dźwięk telefonu wyrwał kobietę z zadumy.
Agata podniosła do oczu ekran, wyświetlił się napis „Mężuś”.
- Paweł, gdzie jesteś? Miałeś tu być 40 minut temu!
- Pani Agata?
Zamarła. Nie znała głosu, to nie był on. Nie potrafił tak udawać. Skąd ktoś ma jego telefon  i co najważniejsze po co?
- Tak. Kto mówi?
- Inspektor Urbaniak, komenda wojewódzka policji. Pani rodzina miał wypadek. Zderzenie z motorem. Proszę Pani nikt nie przeżył.
Policjant usłyszał tylko uderzenie telefonu o podłogę.
Upuszczony pusty nekrolog wypełniały teraz krwawe imiona…